25 lutego 2011

No to po Grand Prix...

Na dzień przed startem piątego biegu II Grand Prix Poznania w biegach przełajowych mogę oficjalnie poinformować, że nie zostanę w tym roku sklasyfikowany - niestety! I niech mi ktoś powie, że nie mam pecha do drugiej edycji (chociaż, że przypomnę, sam w pecha nie wierzę).
Zróbmy małe podsumowanie:
- bieg 1 (6 listopada 2010) - wziąłem udział (jedyny raz, jak do tej pory); dzień później miałem biec (i pobiegłem) półmaraton w Kościanie, zatem te 5 km przebiegłem na bardzo dużym luzie (z czasem w okolicy 30 minut);
- bieg 2 (11 grudnia 2010) - zajęcia na uczelni;
- bieg 3 (8 stycznia 2011) - mieszanka braku organizacji ze szczyptą lenistwa (tu mogę mieć pretensje tylko do siebie);
- bieg 4 (22 stycznia 2011) - niedyspozycja Małżonki.
W tym mniej więcej miejscu musiałem zmierzyć się z faktem, że nie mogę sobie pozwolić na opuszczenie choćby jeszcze jednego biegu, jeśli chcę być w ogóle sklasyfikowany. I wszystko wskazywało na to, że na starcie piątego biegu się stawię - tak było aż do wtorkowego popołudnia, kiedy to wylądowałem w łóżku z paskudną grypą żołądkową (najgorszemu wrogowi nie życzę tych doznań).
Niby, po dwóch dniach cierpień, już czuję się lepiej, ale jednak wciąż słaby (realizacja planów biegowych na ten tydzień skończy się zapewne na jakimś spokojnym biegu w niedzielę). Mógłbym pobiec tak, żeby w ogóle dobiec, ale i tak w tym czasie będę siedział pracy, bo prawie cały tydzień przeciekł mi między palcami (zapomniałem dodać, że chorowały też Córka, Żona i niania do kompletu), a zaległości prawie śnią mi się po nocach.
I nie przychodzi mi do głowy żadne zgrabne zdanie, które zakończyłoby te smutne wywody nie do końca zdrowego a tym bardziej zadowolonego z realizacji planów startowych na pierwsze dwa miesiące nowego roku biegacza...

5 komentarzy:

  1. DrP, bardzo mi przykro :( A czym jest grypa żołądkowa, przekonałam się na własnej, emmm, skórze w tym tygodniu. Właśnie dochodzę do siebie i jutro, zamiast lecieć po życiówkę w Półmaratonie Wiązowskim, może wyjdę na malutkie roztruchtanie. Pocieszam się tylko, że nie zarabiam bieganiem na życie, bo prędko umarłabym z głodu. Życzę Ci zdrowia i tego, żeby koniec miesiąca był dla Ciebie końcem niemiłych niespodzianek biegowych. Teraz już tylko pasmo sukcesów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też nie było. Po ciężkiej sesji wolałem się wyspać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Zgrabne zdanie, które zakończyłoby te smutne wywody"? - Widocznie tak miało być ;)

    Nie przejmuj się, za rok będzie następne GP, a ile innych imprez przed Tobą! Wracaj szybko do formy po wirusie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Krótko: Trzymaj się Bartek !

    OdpowiedzUsuń
  5. Grunt byś wrócił do zdrowia. Mnie na GP też nie było, bo wybrałem bieg w Lesznie.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...