5 marca 2011

Podsumowanie tygodnia - 8(7)tdMD

Tak oto po raz kolejny muszę nadrabiać zaległości. Ale w natłoku zobowiązań różnej maści (praca, rodzina, studia i takie tam) gdy mam do wyboru pisać o bieganiu lub wyjść pobiegać, wybór staje się dosyć oczywisty. Tym razem jednak wyjątkowo pozwolę sobie opisać dwa tygodnie za jednym zamachem, ale to tylko dlatego, że w tym drugim, w obojętnie jakiej rubryce (przebiegnięte kilometry, aktywne minuty i co tam jeszcze dusza zapragnie) mogę wpisać jedynie „zero”. Za to gdybym stworzył rubrykę „czas spędzony w łóżku z grypą żołądkową” miałbym dopiero co pisać. Ale nie będę nikogo w szczegóły wprowadzał, bo to naprawdę nic przyjemnego (dla upartych: link). Fakt jedynie jest taki, że przez cały tydzień moje buty do biegania były permanentnie (sic!) bezrobotne.

Ale za to tydzień wcześniej – realizacja planu: 100%. Choć wcześniej niewiele na to wskazywało.

Środa
1600 m (400 m RI), 3200 m (800 m RI), 2 x 800 m (400 m RI)
Pierwszy odcinek wyjątkowo udało mi się pobiec bardzo blisko zakładanego tempa – średnio wyszło jedynie sekundę szybciej niż dolny zakres tempa dla odcinków 1600/2000 m (4:55/km). W kolejnym wstrzeliłem się już idealnie w sam środek przyjętego dla dystansu Short Tempa. Natomiast kończące trening dwa odcinki 800-metrowe pokonałem na tej wolnej granicy (4:55/km) ale wciąż w założonym tempie (wychodzi z tego, że zarówno odcinki 800 m, jak i ten dwa razy dłuższy biegłem w takim samym średnim tempie, a jednak zgodnie z planem). Reasumując, całkiem przyjemny trening interwałowy – tylko chmara piesków w parku nieco przeszkadzała się nim w pełni cieszyć. Dziękować Opatrzności pieski (szczególnie taki jeden, który stojąc na czterech łapach miał z metr-dwadzieścia wysokości) miały mądrych właścicieli i mogłem się nim w ogóle cieszyć.

Piątek
10 km run: 1,5 km easy, 7 km @MT pace, 1,5 km easy
Trening, który niczym szczególnym się nie wyróżnił – może poza tym, że na tych siedmiu kilometrach byłem nieco wolniejszy (jakieś 5 sekund na kilometrze) niż być powinienem. Ot, „zrobiłem swoje”.

Niedziela
25 km @MP + (19-28 sec/km)
W tym wypadku, że tak sparafrazuję klasyka, wystąpiły chwilowe trudności na odcinku planowania. Po prostu nie wstałem odpowiednio wcześnie, a u nas w domu niedziela wygląda zwykle tak, że jeśli się bladym świtem nie podźwignę, to praktycznie o bieganiu mogę zapomnieć, zwłaszcza jeśli chcę wyjść na dłużej niż półtorej godziny. Na szczęście, m.in. dzięki wsparciu ciotki Ewy (tej samej, która tak wspaniale kibicował mi na trasie półmaraton w Kościanie), o dziewiętnastej pozostało już jedynie wykąpać i położyć dziecko a wspaniałomyślna Małżonka wzięła to na siebie i mogłem wskoczyć w biegowy strój. Ubrałem się ciepło (na dworze było sześć kresek poniżej zera) i z optymistycznym przeświadczeniem, że uda mi się przebiec całe założone 25 km (przez cały dzień sądziłem, że jeśli w ogóle się uda, to dużo mniej) ruszyłem do pobliskiego parku. Tu właśnie pojawił się kolejny „mały” problem – jedyne miejsce na bieganie o tej porze i w tych okolicznościach to moja standardowa (ale nie na długie wybiegania) niespełna-jednoklimetrowa pętla. I jak tu kręćka nie dostać? Z pomocą przyszła „Trójka” – najpierw słuchowisko, potem koncert Chemii i wreszcie Minimax Piotra Kaczkowskiego bez Piotra Kaczkowskiego, odciągały moją uwagę od liczenia kolejnych okrążeń i trening przebiegła naprawdę bardzo przyjemnie. Nawet mimo mrozu, który z biegiem czasu przybierał na sile (chusta sztywniała mi na twarzy) – gdy dotarłem wreszcie do domu termometr wskazywał już dwucyfrową wartość (oczywiście na minusie).

W tym wszystkim najbardziej cieszy to, że w tygodniu bez choroby udało się w pełni zrealizować założenia. A w tygodniu z chorobą? No cóż, choroby się zdarzają (nawiasem mówiąc rozłożyło wszystkich po kolei – nawet moja mama, która odwiedziła na s w tym tygodniu, odchorowała swoje). Po wyzdrowieniu biegnie się dalej.

4 komentarze:

  1. Biegnie się dalej i to nie rzadko jeszcze szybciej ;) Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. "w natłoku zobowiązań różnej maści (praca, rodzina, studia i takie tam) gdy mam do wyboru pisać o bieganiu lub wyjść pobiegać, wybór staje się dosyć oczywisty."
    Dobrze Ciebie rozumiem. Moje dzienniczki treningowe też czekają na upublicznienie, ale potrzebuję ładnych kilku godzin, żeby nadrobić zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  3. 25 km na mrozie - pięknie. Niech Ci się po chorobie biega lekko, szybko i bez przeszkód :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeden odpuszczony z planu tydzień nie zepsuje wyników - dobrze, że wracasz szybko do formy, czasami nawet taki wymuszony odpoczynek się przydaje.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...