10 października 2010

11 Maraton Poznański

Ostatni raz popełniłem ten błąd i nie pobiegłem w maratonie rozgrywanym w moim mieście. Jak długo będę biegał i będę "aktywny startowo" będę brał udział w Maratonie Poznańskim, jeśli nie po to, żeby pobiec na 100 % swoich aktualnych możliwości, to aby chociażby przetruchtać. A to nawet nie dlatego, że gdy wybrałem się dziś pokibicować startującym, smutno mi było, że ja nie biorę czynnego udziału w tym święcie biegania. Najgorsze było to, że wciąż wszystkim dookoła musiałem wyjaśniać dlaczego nie startuję...

Ale to, że nie pobiegłem, nie oznacza wcale, że nie uczestniczyłem w wydarzeniach "okołomaratońskich". Wczoraj, razem z Moimi Dziewczynami, wybraliśmy się na Expo w Arenie. Pokręciliśmy się między stoiskami, sprawdziłem sobie zawartość tłuszczu w organizmie (14,9 %, idealnie w środku normy), kupiłem opaskę na uszy na chłodne dni po okazyjnej cenie 15 zł i pod wpływem impulsu podjąłem decyzję, którą rozważałem już od jakiegoś czasu. Zawsze podobała mi się idea, by bieganie niosło za sobą coś jeszcze poza satysfakcją jaką z tego czerpię. Dlatego, gdy wczoraj wpadłem na stoisko Drużyny Szpiku, postanowiłem się dłużej nie wahać. Do domu wróciłem zatem z charakterystyczną czerwoną koszulką, w której wystartuję przy najbliższej nadarzającej się okazji.
Wieczorem gościliśmy jeszcze Maćka, który przyjechał z Katowic by przebiec 42,195 km w Poznaniu. A zatem końcówka dnia również minęła pod znakiem biegania i trzyosobowego pasta party.

Dziś za to, również w towarzystwie Małżonki i Dziedziczki, wybrałem się do centrum celem udzielania się w roli kibica. W okolice opery dotarliśmy na kilka minut przed tym, gdy po raz drugi pojawiła się tam elita biegu. Moje towarzyszki szybko wybrały inne atrakcje wielkiego miasta, niż stanie i oklaskiwanie dorosłych ludzi biegających po ulicach w krótkich gaciach. Ale ja, doświadczywszy już wcześniej, jak ważne jest wsparcie kibiców, oklaskiwałem biegnących na miarę swoich możliwości, a niektórych starałem się motywować dodatkowo. Pomocne były w tym imiona wypisane na numerach startowych, choć nie zawsze były potrzebne. Gdy zagrzewałem do boju  Wojtka Staszewskiego, odpowiedział, że w sumie to on biegnie już tak na luzie - a biegł przed grupą z pacemakerem na 3:00! Większość z tych, których dopingowałem "imiennie" reagowała uśmiechem lub pozytywnym gestem, niektórzy zamieniali kilka słów (np. "nie wiem co ja tu robię") i tylko jeden jegomość niewysokiego wzrostu przyglądał mi się tak, jakbym był z innej planety - pewnie do tej pory zastanawia się skąd go znam...
Udało mi się też zrobić kilka zdjęć bliższym i dalszym znajomym. Wojtkowi B.,
Wspomnianemu wcześniej Wojtkowi S.,
Mateuszowi,
Oraz prezydentowi  naszego pięknego miasta

A najlepsze w tym wszystkim jest to, że przez to całe zamieszanie z maratonem związane (choć nałożyły się też inne czynniki) przez cały weekend nie wyszedłem sam pobiegać...

6 komentarzy:

  1. Dzięki za fotkę :D

    Co do biegania w swoim mieście - ja odpuszczam Maraton Warszawski na jakiś czas. Lepiej jest pojechać do Krakowa albo Berlina. Jeśli nie ucieknie mi pociąg tak jak wczoraj to podróż wychodzi całkiem tanio :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale to rozumiem - zawsze jak idę na jakikolwiek bieg kibicować, to zżera mnie żal, że nie biegnę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem Cię, bo wczoraj też żałowałam, że nie wystartowałam, choć rok temu przysięgłam sobie nie biec więcej w MP. Ale nawet rola kibica była fajna i... być może jeszcze kiedyś skuszę się na MP ;). Jak tylko zrobię dalszy przesiew fotek, które wczoraj zrobiłam (jednak wyszło ich ok 1500...), zamieszczę najfajniejsze na blogu, a całość wrzucę na picasę.
    Stałam w innym punkcie miasta niż Ty - na skrzyżowaniu Królowej Jadwigi z Drogą Dębińską, bo tam miałam możliwość kilkukrotnego podania odżywek (7-8 km, 15 km, 27-28 km i 35 km) i pozającowania od 35 km.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie było się zobaczyć chociaż przez te parę sekund ;-)

    Witam w Drużynie Szpiku! Teraz marsz na Marcelińską oddać próbkę dla transplantu! ^^"

    OdpowiedzUsuń
  5. @Hankaskakanka, gdybym miał podawać komuś odżywki, stanąłbym dokładnie w tym miejscu co ty. Ale ja musiałem kierować się komfortem Moich Dziewczyn - park blisko i do rozrywek w ścisłym centrum (dla których zresztą szybko mnie porzuciły) niedaleko;)

    Wojtek, Ciebie również miło było zobaczyć, choć uciekłeś szybko;) A w banku dawców szpiku jestem od jakiś dziesięciu lat:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tam, gdzie stałam z rozrywkami (innymi niż kibicowanie maratończykom) było rzeczywiście krucho ;)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...