16 lutego 2010

#028

Wczorajszy trning upłynął pod znakiem... Programu Trzeciego PR, czyli mojej ukochanej (naprawdę!) Trójki. Postanowiłem sprawdzić, jak to jest biegać z słuchawkami (łamane na: muzyką) na uszach. Zwykle słucham otosczenia, dźwięków które sam wydaję i oczywiście natłoku swoich myśli (nie bez kozery Moja-Nie-Sportowa-Za-To-Muzyczna-Żona* stwierdziła ostatnio, że ja dużo myślę na tych treningach, gdy po powrocie podzieliłem się z nią natychmiast garścią refleksji na temat organizacji naszego życia rodzinnego), a wczoraj postanowiłem spróbować czegoś innego. I wrażenie jest takie, że... sam nie wiem. Z jednej strony jak się człowiek zasłucha (zwłaszcza, gdy audycja jest ciekawa, czyli raczej nie muzyka, a wczoraj oprócz fragmentów książki pana Kutza miałem okazję posłuchać Klubu Trójki, w którym poruszono jakże dotyczący mnie osobiście temat statusu i sytuacji doktorantów w naszym kraju), przestaje tyle myśleć o samym biegu, przez co ten staje się przyjemniejszy. Z drugiej jednak strony słuchawki odcinają od otoczenia, a chyba właśnie o to chodzi w bieganiu, by słuchać co się dzieje wokół. Może powinienem po prostu spróbować innych słuchawek - czytałem o takich, które nie izolują od świata zewnętrznego.

Zaczyna się robić ciepło na dworze (sic!). Wczoraj przy jednej kresce poniżej zera, w swoim ubraniu (w stosunku do zestawu, w którym biegam przy mrozach) zmieniłem jedynie podkoszulek (na taki z krótkim rękawem), co skutkowało tym, że momentami się wręcz "gotowałem". Na szczęście nie przeszkodziło mi to przebiec w dobrym samopoczuciu przebiec w czasie 50 minut ośmiu i pół (i jeszcze trochę) kilometrów.

Następnie stanąłem przed dylematem, co z dalszą częścią tygodnia. Przede mną (a właściwie już w trakcie) trzydniowy służbowy maraton związany z dwoma wyjazdami, który pozwoliłby mi spokojnie pobiegać dopiero w piątek. A jaki jest sens biegania w piątek, gdy w sobotę Trzemeszno? Trzeba było zatem pójść na kompromis - dziś wybrałem się na basen (bo to byłem w stanie zorganizować) by się porządnie zmęczyć. Przepłynąłem dwadzieścia krótkich basenów spokojną żabką, następnie pięć szybkich długości kraulem dzielonych jedną długością wolnej żabki każdy, by skończyć kolejnymi dziesięcioma długościami spokojnej żaby. I chyba udało mi się "ztyrać" bo gdy chciałem zakończyć swą wizytę na pływalni zjeżdżalnią, to skoczyło się skurczem...

A w piątek wybiorę się na... spacer. Najlepiej z Lilką (jej będzie chyba wszystko jedno, w jakim tempie będzie jechał wózek, w którym będzie spała). Może uda mi się jeszcze namówić Rafała na saunę.

*W skrócie MNSZTMŻ

2 komentarze:

  1. Nie potrafię, nie lubię biegać ze słuchawkami :( Przeszkadzają mi właśnie w rozmyślaniu i wsłuchiwaniu się w siebie ;) Musisz znaleźć sposób na TMŻ ;) pozdrowionka dla całej rodzinki
    ps odpowiedni wózek i biegacie razem z Lilką :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :)"nie mogłem inaczej" ;)
    http://tete.blog.onet.pl/209-Kreativ-Blogger-Avard,2,ID401023390,DA2010-02-20,n
    Pozdrowaśki :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...