Dziś odczułem na własnej skórze jedno z praw Murphy'ego - to, które mówi, że jeśli jedziesz samochodem, przed tobą jedzie rowerzysta a z naprzeciwka inny samochód, to miniecie się wszyscy w tym samym miejscu. W moim przypadku było tak: jeśli czterema alejkami będą szły cztery starsze panie ze swoimi psami, to wszystkie spotkają się na skrzyżowaniu owych alejek, psy zaczną się ze sobą bawić, naskakiwać na siebie, plątać smycze, itp., itd... akurat w tym momencie, kiedy ja przez owo skrzyżowanie przebiegam.
Poza tym małym "incydentem" i zwyczajowym zmaganiem się z tymi użytkownikami parku, którzy uważają się za uprzywilejowanych do zajmowania całej szerokości alejki, trening przebiegł bardzo przyjemnie. W 45 minut przebiegłem niecałe 8 km.
Właściwie to był jeszcze jeden "incydent"... Wyszedłem na trening trochę później niż planowałem a do tego zapomniałem, że żona zaplanowała z kolei wcześniej wykąpać córkę. Tak więc przywitała mnie w drzwiach słowami: "Od piętnastu minut powinniśmy kąpać Mała!" Przebranie się i prysznic zajęły mi dwie minuty...
psy to *moja specjalność* prawie nie ma treningu aby nie doszło do spotkania z wałęsającym się kundlem.To już jest plaga !
OdpowiedzUsuńW parku po którym biegam praktycznie wszystkie psy są "pańskie" i na szczęście w większości niegroźne. Najbardziej irytują jednak te, które biegają w samopas a właściciel nie wpadnie na to, żeby założyć pupilowi kaganiec. Czasami naprawdę mam ochotę "spełnić obywatelski obowiązek"...
OdpowiedzUsuń