6 czerwca 2015

O spadaniu z wysokiego konia uwag kilka

Będzie to prawdopodobnie, a nawet na pewno, jeden z najkrótszych postów na tym blogu. Bowiem to, co się wokół biegania działo ze mną w maju można by zawrzeć w jednym zdaniu: Fantastyczne kiepskiego początki, czyli upadek z wysoka niemal na sam dół. Niemniej postaram się rozwinąć choć trochę.
Źródło: endomondo.com
Pierwsze dziesięć dni maja to jedynie szlify (a jakby się uprzeć to nawet można by napisać, że jeden szlif, bo jeden był trening tzw jakościowy, tzw. dwusetki - pozostałe to wolne wybiegania, czasem z przebieżkami) przed startem w Swarzędzu, gdzie to udało mi się pokonać kolejną barierę. To jest to fantastyczne. Niestety, łamiąc tą barierę byłem już pokasłujący.

Kolejne dwa tygodnie, czyli długie czternaście (a w zasadzie to nawet piętnaście) dni,  to już kaszel na całego, zero biegania i ciągłe pocieszanie samego siebie, że za dwa, góra trzy dni, będzie już dobrze.

I wreszcie ostatni (niecały zresztą) tydzień to nieśmiały powrót na biegowe ścieżki, mimo wciąż nie dającego mi spokoju kaszlu. Forma żadna. Trzy wyjścia, z czego najdłuższe poniżej dwunastu kilometrów. A czułem się po tych dwunastu kilometrach jak po swoim pierwszym półmaratonie. Czyli się nie czułem.
Źródło: endomondo.com
Taki był maj. Dość dodać, że łącznie przebiegłem niecałe dziewięćdziesiąt cztery kilometry. Dziewięćdziesiąt cztery kilometry w tygodniu to ja zrozumiem, ale w miesiącu? Także spuszczam zasłonę milczenia i optymistycznie myślę o czerwcu. Ten rokuje jeszcze jakieś nadzieje...

2 komentarze:

  1. I niby człowiek wie, że km to nie wszystko, ale jednak jak statystyka leci, to coś uwiera :) Zdrowego czerwca i reszty roku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartek kuruj się, zdrowiej i szybko wracaj na biegowe ścieżki ! pozdrówka !

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...