19 grudnia 2013

Podobieństwa i różnice

I tak sobie spoglądam na (minione już) dwa ostatnie tygodnie w moim dzienniczku treningowym (od razu się pochwalę: plany, przynajmniej te dotyczące samego biegania, zrealizowane w stu procentach – choć z przesunięciami i modyfikacjami, ale o tym napiszę później), to widzę, że są bardzo podobne do siebie. Przynajmniej w zapisie. Ale w realizacji – tutaj to już kilka różnic się znalazło.
Źródło: facebook.com/magda.danaj

Jeśli chodzi o same założenia, przedstawiały się one następująco*:

Wtorek - OWB1 5 km + Podbiegi 6x100/lekki zbieg + Przebieżki 5x100/100 + trucht 4 km / OWB1 5 km + Podbiegi 8x100/lekki zbieg + Przebieżki 5x100/100 + trucht 4 km
Czwartek - OWB1 15 km + ćwiczenia ogólnorozwojowe / OWB1 16 km + ćwiczenia ogólnorozwojowe
Piątek - OWB1 12 km + Przebieżki 5x100/100 / OWB1 12 km + Przebieżki 5x100/100
Niedziela - OWB1 15 km / OWB1 16 km

Ale sama realizacja już nieco inaczej.

Na początek nowa pozycja w planie na ten sezon – podbiegi. Na pierwszy raz tylko sześć: OWB1 5 km + Podbiegi 6x100/lekki zbieg + Przebieżki 5x100/100 + trucht 4 km. W kolejnym tygodniu już osiem.
Zapis w planie treningowym wynika w dużej mierze z tego, że na okres zimowy na realizację podbiegów wybrałem Wzgórze Jana Pawła II w podpoznańskim Luboniu. Z pierwszych pomiarów wynikało, że biegiem do tego miejsca mam około 5 km. Po dokładniejszym zbadaniu ścieżek i takiej ich modyfikacji by wracać inną drogą niż przybiegłem wyszło w tzw. praniu, że w tą mam ok. 6,5 km a z powrotem ca. 4,5 km (w tym kilometr przebieżek 100/100 m).
Na pierwsze podbiegi wybrałem się z opóźnieniem i w towarzystwie. Opóźnienie wynikało z dwóch czynników. Pierwszy był taki, iż w środę zrobiłem trening pierwotnie zaplanowany na czwartek (o nim za chwilę), a w czwartek dałem sobie spokój z uwagi na szalejącego Ksawerego. Ale skoro ów Ksawery w piątek już nieco odpuścił, wybrałem go na towarzysza podbiegów – nie był jednak to towarzysz na jedną noc, a na jedno popołudnie (bo akurat biegałem – wyjątkowo – w ciągu dnia). Mikołaja, mimo że to Mikołajki, nie było w ogóle. Za to Ksawery dzielnie mi w treningu pomagał. A właściwie przeszkadzał, bo wiał dokładnie w odwrotną stronę niż wzniesienie. Czyli w sumie to pomagał w rozwoju siły.
Kolejne podbieganie było już głęboką nocą i znów z poślizgiem (choć mniejszym) czyli w środę.

Zanim przejdę do treningów planowanych na czwartki mała dygresja – zauważyliście, że chwilowo mam po dwa długie wybiegania (przyjmując założenie, że długie wybieganie to najdłuższy bieg w tygodniu, oczywiście, bo czy bieg poniżej 20K to już długie wybieganie, pozostaje oczywiście do dyskusji) w tygodniu? Pierwsze z samym środku tygodnia (wbrew nazwie to przecież czwartek jest w ścisłym centrum), drugie na koniec.
Tydzień numer trzy zacząłem zatem od długiego wybiegania. Zacząłem w środę i również w towarzystwie, tyle że bardziej doborowym niż jeden orkan. Jako, że nocowałem w Skarżysku Kamiennej, postanowiłem skorzystać z okazji i pozacieśniać więzy między bogaczami (Bogacze miast i miasteczek, o wsiach nie zapominając, łączcie się!) i pobiegać z Damianem. Dołączył do nas jeszcze Maciek i zrobiliśmy piękną piętnastokilometrową pętlę wokół Skarżyska. Tydzień później biegałem już sam. Ale również z obsuwą, choć tym razem potężną – trening zaplanowany na czwartek zrealizowałem w sobotę.

Teoretycznie najlżejszy trening w tygodniu i w obu opisywanych tygodniach identyczny w założeniach to 12 km jedynki plus przebieżki. Za pierwszym razem przyszło mi go wykonać na tzw. obczyźnie, a tak konkretnie to we Wrocławiu – na tzw. ścieżce między mostami. A działo się to w sobotę. Tydzień później – dokładniej osiem dni później – z dwunastu kilometrów pierwszego zakresu wyszło osiem kilometrów truchtu i cztery OWB1. A to dlatego, że po raz kolejny biegałem nie sam (rzadko mi się to zdarza, a jeszcze rzadziej tak często jak ostatnio). I tym razem w najdoborowszym z możliwych towarzystw – własnej osobistej żony!

I wreszcie długie wybieganie nr 2. Planowane na niedzielę, a w obu przypadkach wykonane w poniedziałek. Za pierwszym razem przesunięcie wynikało z wyjazdu do Wrocławia. A za drugim wynikało z pierwszego. Ot, wszystko się przesunęło. Czy w tym tygodniu uda mi się owe przesunięcia względem planów zniwelować, się okaże dopiero.

Garść statystyki na koniec: dwa tygodnie po dwa wyjścia – łącznie prawie 122 km (nieco ponad 60 km w pierwszym i prawie 62 km w drugim). Od początku sezonu ponad 232 km. Wciąż czuję się jakbym jeszcze jechał na ręcznym. Biegowo jako tako, ale te ciągłe zawirowania w realizacji planu trochę mnie deprymują. Ale tylko trochę. Bo(wiem) wiem dobrze, że od tego jak, ważniejsze jest czy. Niemniej największą moją porażką jest realizacja ćwiczeń ogólnorozwojowych, a właściwie jej brak. Choć sam prosiłem Trenejro o wpisanie jej w plan, na razie nie stanęło środków by plany wykonać. No nic, może w tym tygodniu się poprawię.

* Tydzień 3 (2-8.12) / Tydzień 4 (9-15.12)

1 komentarz:

  1. Jesteś mistrzem logistyki :) A plan mamy trochę podobny chociaż mój bardziej lajtowy. Powodzenia - może w Swieta jak roboty nie będzie wszystkim nam uda się pobiegać zgodnie z planem

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...