19 września 2011

Podsumowanie tygodnia - 6/5tdMP

Stare biegowe porzekadło mówi, że jeśli sam nie zaplanujesz odpoczynku, twój organizm zrobi to za ciebie. Tak też się stało w moim przypadku. Organizm (wraz z tzw okolicznościami) zaplanował sobie nieco więcej odpoczynku po maratonie we WrocLove, niż ja sam miałem w planach. Ale najpierw o tym co się działo w tygodniu maratońskim...

6 tygodni "do"

Wtorek: 20 minute warm-up, 1K, 2K, 1K, 1K (400 m RI), 10 minute cool-down
Przed wyjściem na ten trening targały mną wątpliwości. W telewizji zaczynał się właśnie mecz Polska-Niemcy, a ja zastanawiałem się czy oglądać, czy biegać. Wybrałem trening, zależało mi bowiem, aby drugi z zaplanowanych na ten tydzień jednostek wykonać w czwartek. A zatem we wtorek, po dwudziestu minut "wstępu" była jedokilometrówka w 4:11/km, dwukilometrówka w 4:33/km i jeszcze dwa razy po tysiąc metrów odpowiednio w 4:12 oraz 4:15/km. Wszystko to przedzielone odpoczynkiem w truchcie po 400 m każdy, a na koniec dziesięć minut dla schłodzenia. Razem wyszło 11,8 km.

Piątek: 10K run: 2K easy, 8K @ MT pace
Tak jak wspomniałem powyżej, zależało mi, żeby tą "dyszkę" przebiec w czwartek. Niestety lało jak z cebra, a i tak starsza z Moich Dziewczyn postanowiła się wybrać na basen, a jak tu nie wspierać aktywności fizycznej Lepszej Połowy? I tak, wybrałem się dopiero w piątek. Zamiast planowanego treningu tempowego było zatem roztruchtanie przed Wrocławiem: 10 km w średnim tempie 6:09/km. W sumie wyszedł trening tempowy, bo średnie tempo było dosyć bliskie temu planowanemu na niedzielę.

Niedziela: 32K MP + 19 sec/km
Tu miała miejsce planowana zmiana planów czyli 29. Maraton Wrocławski.

5 tygodni "do"

Wtorek: 10-20 minute warm-up, 3 x 1600 m (400 m RI), 10 minute cool-down
Na pierwszy trening wybrałem się już we wtorek. Za szybko? Być może. Ale nie realizowałem założonego w rozpisce treningu interwałowego, a zrobiłem delikatny trening, by rozruszać kości i mięśnie. Zakładałem maksymalnie 10 km, wyszło 5 km w średnim tempie 6:28/km. Faktem jest, że na drugi dzień nogi nie bolały już tak bardzo. Sęk w tym, że w środę obudziłem się z katarem...

Czwartek: 16 K run @ MP
Przez resztę tygodnia byłem "pociągający" więc kolejny trening, nie bez żalu ale bez większych rozterek, spisałem z góry na straty...

Niedziela: 24K @ MP + 6 sec/km
W niedzielę obudziłem się nieco później niż zwykle, za to tylko z resztami kataru. Postanowiłem zatem zrobić sobie "hiperwentylację" dróg oddechowych i na trening jednak się wybrać. Już prawie byłem gotowy do wyjścia (a była godzina szósta rano), gdy obudziła się Mała... Nie miałem sumienia zostawić Małżonki, która bardzo źle znosi wczesne wstawanie, na tzw. łaskę losu (a właściwie na łaskę dziecka). A dalsza część niedzieli? Jak zwykle - jak nie wyjdziesz rano, raczej nie uda ci się w ogóle...

I tak zamknąłem bilans tygodnia pięcioma kilometrami truchtu. Głowna jednostka treningowa: jedna-wielka-regeneracja. Po katarze nie ma już prawie śladu - w nowym tygodniu trzeba więc jeszcze na chwilę podkręcić tempa, bo po niedzieli już tylko wyostrzenie.

3 komentarze:

  1. No i dobrze, że odpocząłeś po maratonie. Należało Ci się :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic się Bartek nie przejmuj widocznie tak miało być;)Lepiej być niedotrenowanym niż przetrenowanym;) A po takim maratonie odpoczynek się należy jak psu buda he,he... Pozdrowionka. Trzymaj się. Będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się z przemówcami :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...