Nareszcie! Nareszcie, po raz pierwszy od listopada, udało mi się dotrzeć na bieg organizowany w ramach
II Grand Prix Poznania w biegach przełajowych. Udało mi się zatem być na pierwszym i na ostatnim biegu. Na pierwszym biłem
rekord "powolności", tym razem miałem w planach klasyczny rekord życiowy. Plan minimum zakładał jakąkolwiek poprawę, plan optymalny zakładał wynik w granicach 0:21:50. A to dlatego, że wg. książki, którą zakupiłem kilka tygodni temu (a o której jeszcze kilka słów zapewne napiszę), przy moim ostatnim rezultacie w biegu na 10 km (0:45:40) 5 km powinienem pokonywać właśnie w 22 minuty bez dziesięciu sekund. Plan maksimum oczywiście pozostawał otwarty...
Wczorajszy bieg był również ostatnim etapem testowania butów Nike LunarHaze+.
Aby wykonać założony plan, powinienem był utrzymywać tempo na poziomie 4:22/km, co też próbowałem od początku czynić, a co nie do końca mi się udało, bo po pierwszym kilometrze Gremlin pokazał 4:15. Ale biegło mi się dobrze, postanowiłem zatem nic nie korygować. Na drugim kilometrze było podobnie, bo 4:17/km. Kłopoty zaczęły się na trzecim kilometrze, a konkretnie w tych miejscach po drugiej stronie Rusałki (drugiej w stosunku do tej, gdzie umiejscowiona jest meta), gdzie nie ma osłony drzew, a że wczoraj słonko przygrzewało żwawo, tempo zaczęło "siadać". Po powrocie w cień starałem się wracać do poprzedniego i chyba się udało bo na trzecim i czwartym kilometrze tempo było na poziomie 4:21 i 4:24/km. Na ostatnim, piątym kilometrze, tempo było znowu zbliżonego do tego z dwóch pierwszych (4:16/km), ale to chyba zasługa ostatnich metrów, bo właśnie na tym ostatnim kilometrze przechodziłem największy kryzys. Doszło do tego, że zacząłem myśleć już tylko o tym, aby na ostatnich metrach nie zwalniać. Ale nic z tych rzeczy! Gdy na końcu ostatniej prostej ujrzałem metę, a dodatkowo biegnący za mną zaczął finiszować próbując mnie wyprzedzić, starym zwyczajem w organizmie odnalazły się ostatnie pokłady energii. Tak już chyba będzie ze mną zawsze i zawsze na zdjęciach z finiszu będę miał taką niefotogeniczną minę.
Ale finał tego jest taki, że plan optimum przekroczyłem o 13 sekund, a rekord życiowy poprawiłem o sekund 53 i wynosi on teraz 0:21:37! Jak w tym zasługa ciężkich treningów, a jak szybkich butów trudno stwierdzić... A jeśli już o butach mowa - jutro zapewne znajdzie się tu recenzja Nike LunarHaze+, które charakteryzują się nie tylko przyjemnym dla oka wyglądem. A od kolejnego tygodnia rozpoczynam testowanie kolejnej pary - tym razem będą to buty Adidas Response Stability.
Brawo Bartek ! Gratuluję i pozdrawiam :)fajna relacja ;)
OdpowiedzUsuńŁadna życiówka - gratuluję!
OdpowiedzUsuń53 sekundy na 5km to ogromny postęp. Gratulacje.
OdpowiedzUsuńI trzeba tu dodać, że długo długo szedłeś na jeszcze lepszą życiówkę, bo do wspomnianego słońca miałem Cię zdaje się na plecach. Mi się ostatecznie udało dobiec w równe 21 minut i do pokonania życiówki zabrakło 6 sekund :)
OdpowiedzUsuńGratulacje!
OdpowiedzUsuńA mina na zdjęciu bardzo oryginalna :))