27 grudnia 2012

Trzeci dzień świąt

O nie, nie - tak dobrze to ja akurat nie mam. Dziś rano grzecznie stawiłem się w miejscu pracy. Ale jeśli ktoś (a niejeden zapewne) sprawił sobie dziś dzień urlopu, może świętować dalej. No właśnie, tak się złożyło, że te dwa najważniejsze w naszej tradycji święta, mają po dwa dni. A gdyby tak miały trzy (jeśli wliczyć by Wigilię, to mają, ale wtedy nie dojdę do tezy, do której dojść zamierzam)? Dziś mielibyśmy ten trzeci i byłbym jeszcze bardziej uprawomocniony by wrócić do tzw. magii liczby trzy. Będzie bowiem o triatlonie i okolicach, czyli o tym co mi na ostatnich kilku treningach nagadał mój imiennik występując w roli lektora audiobooka Trzy mądre małpy, autorstwa Łukasza Grassa. Sam autor, nawiasem, też mi trochę nagadał, bowiem Słowo od autora czyta osobiście.

Łukasz Grass, czyli autor (źródło: onet.sport)
O samej pozycji rozpisywał się nie będę, bo zapewne naczytaliście się już dość przy okazji premiery samej książki. Ale żeby nie stanęło, iż nie napisałem nic, pozwolę sobie powtórzyć za Audiobiblioteką Sportowca, iż wbrew pozorom audiobook "Trzy mądre małpy" nie jest dedykowany wyłącznie sportowcom czy porusza tylko taką tematykę. Książka Łukasza Grassa to nie sucha opowiastka czy poradnik o tym jak zacząć trenować i przechodzić na kolejne poziomy. Jest to przede wszystkim audiobook inspirujący, motywujący do działania i skłaniający do zmian... do wstania z kanapy i rozpoczęcia aktywności. To osobista historia człowieka, który postanawia coś zmienić w swoim życiu. Można stwierdzić, że jest to właśnie książka do osób, które ze sportem mają niewiele lub nic wspólnego. A czy się z powyższą opinią zgadzam? Mam nadzieję, że za chwil kilka przekonasz się Drogi Czytelniku sam.

Przede wszystkim muszę zauważyć, iże te 285 minut słuchania minęło mi niesamowicie szybko, tak jak same treningi, którym towarzyszyło. Mało tego, żal było kończyć. Treningi. Audiobooka zresztą też. Mówiąc krótko, wciąga. Choć momentami to wcale nie łatwa lektura, szczególnie gdy rozważania autora schodzą na tematy polityki i dziennikarstwa neewsowego. Wciąga tak bardzo zapewne dlatego, że książka jest bardzo osobista. Choć dotyczy momentami tematów powszechnie znanych i nie schodzących z pierwszych stron prasy (zwłaszcza tej brukowej), zawsze widzi się sprawę oczami autora (mała dygresja: ciekawa sprawa - słuchając, widzi się).
Trudno mi stwierdzić na ile miało na to wpływ to, że z Łukaszem Grassem łączy mnie zamiłowanie do amatorskiego uprawiania sportu, lecz chwilami miałem wręcz wrażenie, że słucham swojej historii. Nietrudno się domyślić, że w głównej mierze chodzi tu o relację z niepodzielającą mojej (naszej) pasji lepszą połową. Z jednej strony, chciałem namówić żonę, by i ona wysłuchała co pan Łukasz ma do powiedzenia. Z drugiej pozwoliło mi to dojrzeć aspekty tegoż zagadnienia, o których nie zdawałem sobie dotychczas sprawy. Pocieszające jest też to, że autor jest na tej konkretnej ścieżce zaszedł zdecydowanie dalej niż ja. Czuję się zatem pocieszony...

Lektor, Autor i jeszcze Dwóch Znanych (źródło: onet.sport)
Raz jeszcze podkreślę, że na to jak spoglądam na przemyślenia Łukasz Grassa, w dużej mierze rzutuje fakt, iż sam jestem sportowcem amatorem. Jak odbiorą audiobooka (względnie książkę) osoby nie uprawiające regularnej aktywności fizycznej, stwierdzić mi jest trudno. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, iż pozycję można by śmiało zakwalifikować do tzw. literatury sukcesu. Wzięcie sobie do serca jego treści może naprawdę pomóc stać się lepszym, nie tylko sportowcem, ale także mężem, pracownikiem - po prostu człowiekiem. Pozwolę sobie wręcz stwierdzić, iż Łukaszowi Grassowi udało się odpowiedzieć na pytanie, na które odpowiedzi nie potrafił znaleźć Prezes Rady Ministrów. Na pytanie Jak żyć?

Trzeba jednak włożyć łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. Z jednym się z autorem książki zgodzić nie mogę. No może nie do końca nie zgodzić - uważam po prostu, że pan Łukasz jedną z podstawowych tez swoich rozważań najnormalniej w świecie spłaszcza. Powołuje się on na starożytną maksymę dla ciała gimnastyka, dla duszy muzyka, pisząc, iż człowiek winien rozwijać dwa wymiary swojego jestestwa, nie faworyzując jednego kosztem drugiego, cielesny i umysłowy. Zgadzam się, lecz nie do końca. Moim skromnym zdaniem człowiek ma nie dwa, lecz co najmniej trzy (przypomnę, że - o ironio - trzy znajduje się w tytule) wymiary. Oprócz ciała i umysłu posiada również duszę (wielu uważa, iż umysł i duch to jedno, lecz ja się z tym nie zgadzam). O ile np. w pracy zawodowej możemy być jednowymiarowi  - możemy bowiem pracować fizycznie, umysłowo lub właśnie jako osoba duchowna - o tyle patrząc na siebie holistycznie musimy dbać o rozwój na wszystkich trzech płaszczyznach, tych dwóch wymienionych przez Łukasza Grassa, fizycznej i umysłowej, ale również tej trzeciej (bez względu na wyznawany światopogląd czy religię), czyli duchowej.

Ale wracając do samego audiobooka (względnie książki), mam nieśmiałą nadzieję, że o ile nie mieliście jeszcze okazji słuchać (czy też czytać), udało mi się Was choć trochę zainteresować. Moim zdaniem sięgnąć po tą pozycję naprawdę warto. Udało?

3 komentarze:

  1. Udalo. Malpy beda mi towarzyszyc na nastepnym treningu

    OdpowiedzUsuń
  2. Może sobie tę książkę przeczytam, bo zainteresowała mnie Twoja recenzja. Triathlon na razie mnie nie pociąga, ale miło poczytać książkę o sporcie, w którym bieganie nie jest jedynym bohaterem. Podoba mi się refleksja na temat duszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie nie trzeba namawiać - dostałem od żonki dwie książki o bieganiu pod choinkę i liczyłem że jedna z nich to będzie ta właśnie. Niestety tak nie było i muszę ją kupić. A chciałem już dawno ale wiedziałem że będą biegowo-literackie prezenty więc się wstrzymywałem.
    Nie zrozumiałem tego o różnicy między umysłem a duchem, wydaje mi się że to to samo, po prostu niektórzy duszę nazywają umysłem bo w duszę nie wierzą - tak ja to rozumiem: dusza=ja, ciało=opakowanie ;)
    I jeszcze jedno - ja też miałem problem o którym piszesz - że małżonka nie podzielała mojego hobby. Mam nadzieję że cię pocieszę - u mnie jakoś tak się ułożyło że zainteresowała się bieganiem, nie tylko toleruje moje treningi ale nawet interesuje się nimi i co najważniejsze - sama też biega. Co prawda na siłowni na bieżni bo niebezpiecznie samemu po ciemku (a za dnia nie ma z kim naszych pociech zostawić, muszę z pracy najpierw wrócić).
    Nie wiem jak to się stało - co spowodowało zmianę... starałem się nie obciążać jej przez moje treningi (wychodzić jak już wszystkie obowiązki domowe były zrobione). Może to że moje maratony wybieram w miejscach które ją interesują i w uzgodnieniu z nią? Załatwiamy babcię do dzieci a sami jedziemy na maraton - jest to też taki wyjazd tylko dla nas. Może to że zapisuję na bieg dzieci naszą starszą córkę i ona to lubi.. Albo to że na bieg umawiamy się ze znajomymi, ja biegnę z kolegą a żony z dziećmi są razem i mogą pogadać. W końcu zostaje argument że jako siedzący informatyk miałem inną sylwetkę zanim zacząłem biegać?
    Pewnie wszystko po trochu i może jeszcze coś, grunt że się udało mimo że prawdę mówiąc nie myślałem nawet że to możliwe. Znam ją już trochę (około 17 lat) a ponad 13 lat już mamy obrączki :)
    Przy okazji o ile to czyta to pozdrawiam serdecznie Moją Kochaną Małżonkę!

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...