28 kwietnia 2010

Dywagacje pomaratońskie

Cały czas się ciesze, że dobiegłem...
Policzyłem sobie między-tempa. Pierwsze 10 km: 6:04 min/km. Pierwszy odcinek, spokojne tempo, brak przerw. Druga "dycha" 6:19 min/km, czyli można wręcz przyjąć, że utrzymywałem stałe tempo. Między dwudziestym a trzydziestym kilometrem zaskoczenie - 5:16! Skąd to się wzięło? być może z "poszukiwań" toytoya - naprawdę byłem jak ten pies, który widząc drzewo na pustyni mówi do siebie "Jeśli to fatamorgana to mi chyba pęcherz pęknie!". A z kolei ostatnie 12,195 km - 6:59. Nie bez kozery mówią, że maraton zaczyna się po trzydziestce...
A na następny raz zapamiętam sobie jeszcze jedno - jeśli zapowiadają "słoneczną" pogodę, zaopatrz się chłopaku w krem z filtrem UV, zaoszczędzisz nie tylko na kremie łagodzącym oparzenia słoneczne.

W każdym bądź razie córka była zadowolona z tego, co tata przywiózł...

2 komentarze:

  1. jeszcze raz wielkie graty :)widać, Twoja Panieneczka jest bardzo dumna ze swego Taty !!! pozdrowaśki dla całej rodzinki :) tete

    OdpowiedzUsuń
  2. Znajomi, którzy biegli w Krakowie również wrócili tacy więcej pomidorowi na buziach :) Błysk w oku małej wróży dobre wyniki na długich dystansach :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...