9 kwietnia 2010

#042

Z młodej piersi się wyrwało...
Wczoraj wciąż jeszcze nie czułem się całkiem dobrze, choć już lepiej niż przedwczoraj, gdy po raz kolejny powiedziałem sobie "jeszcze nie dojrzałeś (czytaj nie wyzdrowiałeś) do kolejnego treningu. Wczoraj jednak jakiś wewnętrzny głos kazał mi wyjść bez względu na samopoczucie. I wyszedłem, wciąż jeszcze zaopatrzony w paczkę tzw. smarkotek, pałający rządzą zaspokojenia swojego głodu biegania. I chyba własnie z powodu owego głodu "wyrwałem"ostro do przodu...
Przed wyjściem założyłem sobie, że będę biegł nie krócej niż pół, a nie dłużej niż godzinę. Po trzydziestu minutach było mi mało, ale kwadrans później, zapewne częściowo przez dosyć szybkie tempo a częściowo przez (jednak) osłabienie spowodowane katarem i okolicami, zabrakło mi energii. Skończyło się zatem na trzech kwadransach i ok. 8,3 km. Skończyłem z tętnem wyższym niż 160, więc można uznać, że "zrobiłem" wczoraj drugi zakres (mimo, że zapewne perypetie związane z wiosennym przesileniem miały zapewne na poziom tętna pewien wpływ).

Na weekend planuję długie wybieganie - długie na tyle, na ile pozwolą wciąż nadwątlone siły witalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...